niedziela, 20 stycznia 2013

z życia wzięte

Weszłam do tej nowoczesnej sali, pachnącej i czystej. Weszłam ze strachem, trzesąc się cała w środku. Weszłam bardzo cicho, tak jakbym chciała ukryć swoją obecność. Pamiętam jak dziś, była wtedy godzina 7:30.

 Na wielkim łóżku leżała mała postać. Postać chuda. Oczy miała zamknięte, chyba drzemała albo rozmyślała. Twarz jej wyglądała na bardzo młodą, nie więcej niż 53 lata. Ale już druga rzecz,jaka rzuciła mi się w oczy to były dłonie. Były zaciśnięte w pięści. Podniosła jedną z nich i potarła o czoło.

Po długiej chwili zebrałam się w sobie i pomyślałam:'musisz się odezwać, musisz przełamać strach i się odezwać'. Zdołałam wydukać witam. Ona po bardzo długim czasie, jak dla mnie 10 minut,ale zapewne było to 50 sekund, odezwała się po niemiecku. Bardzo gderliwie, bardzo nieprzyjemnie. Na początku w ogóle nie otworzyła oczu. Tylko mówiła. Dopiero potem zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem. Podobno był to najgorszy pacjent w całym szpitalu. I dostałam ją właśnie ja.

-Ile mam tu jeszcze czekać?Co wy sobie myślicie, już 9 (a była 7:30) ,czekam tu od samego rana, głodna, nie mogę nic zrobić a was nie ma,zaraz zadzwonię do kierownika tego ośrodka,powinni was wszystkich zwolnić!Jesteście nieudacznikami, nic nie umiecie!Tylko siedzicie ,gadacie i pijecie kawy!

Nie chciałam się wdawać w idiotyczne niemieckie dyskusje, poniekąd większej połowy tego co mówiła,nie rozumiałam, więc powiedziałam tylko przepraszam. I pomyślałam sobie (dosłownie): co ja tutaj kurwa robię, powinnam spierdalać do polski. Ale już za chwilę odezwało się we mnie moje wewnętrzne ja.

Dobrze wiesz, co tu robisz i nie możesz się poddać. Rodzice rzucili ci wyzwanie,a ty  przyjechałaś wygrać zakład. Nie możesz teraz wrócić z podkulonym ogonem i powiedzieć że jednak mieli rację, że sama nie dasz sobie rady. To są tylko 3 miesiące. 

Wiedziałam,że rodzice będą ze mnie niezmiernie dumni,jak im pokażę, że mając 18 lat,mogę dać sobie radę sama. Poza tym chodziło też o względy materialne.. tata mi obiecał audi tt jak wygram zakład. Chcieli mi pokazać,że pieniądze nie biorą się z drzewa(tak jak do tamtej pory myślałam) i musieli bardzo ciężko zapracować na wszystko co mają.

A więc zostałam. Nie wyszłam i nie trzasnęłam drzwiami,jak to bywa w filmach. Tata załatwił mi jedną z najgorszych robót, jakie mógł, a ja przyjęłam to z pokorą.


4 komentarze:

  1. to co opisałaś, to coś co nazywają szkołą życia, z początku niedoceniana a potem jesteśmy za nią wdzięczni ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. uda Ci się zobaczysz;) najtrudniej zacząć:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Taki kopniak w tyłek jest czasem potrzebny, żebyśmy mogli docenić to, co mamy. Trzymam kciuki! ;-) I dziękuję za odwiedziny i komentarz.

    OdpowiedzUsuń